Planeta Szkoła Mrocza
 


Małgorzata Skowronek
Akcja

Było chłodne, wiosenne popołudnie. Właśnie wychodziłam z domu, gdy nagle zaczepiła mnie niska, ciemnooka dziewczyna. Ubrana była w brązowy płaszcz, na który lekko opadały jej ciemne loki. Chwyciła mnie dość mocno za ramię i niezauważalnie wepchnęła w moją dłoń średniej wielkości kremową kopertę. Momentalnie jej delikatnie zaróżowione od temperatury policzki rozciągnęły się w przyjazny uśmiech, który ukazał rządek białych zębów.
- Nie zapomnij - powiedziała ledwo słyszalnie, odchodząc w innym kierunku.
- Dobrze. - odpowiedziałam półszeptem, lecz nikt już nie usłyszał.
    Schowałam tajemniczą wiadomość do kieszeni swojej czarnej bluzy. Doskonale wiedziałam, że nie mogę jej tu odczytać, przecież ściany mają uszy, a niektóre nawet i oczy. Po szybkim zwróceniu uwagi na to, czy ktoś mnie obserwuje, zawróciłam do domu, aby odczytać list od szatynki. Kiedy przeczytałam zawartość, byłam już pewna tego, co się święci. Właśnie zakończono planowanie kolejnej akcji przeciwko nemieckim okupantom. Jeszcze raz skierowałam swój wzrok na czarne, koślawe litery. 25 maja. To już jutro.
    Wiedziałam jedno — muszę porozmawiać z Zośką, ale niestety nie wiem, gdzie on się teraz znajduje. Postanowiłam, że zaczekam do jutra i wtedy powinnam się wszystkiego dowiedzieć. Zapisałam w myślach dokładną godzinę oraz miejsce spotkania, a sam list spaliłam. Nikt nie mógł się o nim dowiedzieć, jeżeli chcemy, aby akcja się powiodła.
    Całą noc dręczyły mnie nieprzyjemne myśli. Co, jeśli tym razem nas złapią? Strach ogarniał mnie z każdej strony, sprawiając, że do późnej godziny nie mogłam zmrużyć oka. Wreszcie udało mi się zasnąć, a kiedy się obudziłam, spojrzałam na zegar wiszący na przeciwległej ścianie. Wskazówki ustawione były na godzinę 7:32. Podniosłam się z niewygodnego łóżka i błyskawicznie dotarło do mnie, co dziś się wydarzy, a wszelakie obawy znów objęły mój umysł. Prędko się ubrałam, wykonałam niezbędne czynności i wyszłam z mojego skromnego mieszkania. Wzięłam swój lekko zniszczony czerwony rower i w szybkim tempie udałam się w kierunku starego dworca kolejowego.
    Na miejscu znalazłam się po niecałej godzinie. Przy opuszczonym budynku stał już Rudy wraz z dziewczyną, która zaczepiła mnie poprzedniego dnia. Odstawiłam delikatnie rower, opierając go o rosnące niedaleko drzewo, a sama usiadłam, opierając plecy o stary mur, aby dać odpocząć zmęczonym mięśniom. Panowała między nami cisza, ale na szczęście nie należała ona do tych niekomfortowych, po prostu każdy z nas był pogrążony we własnych myślach. Wspólnie czekaliśmy na Zośkę, który miał zjawić się z potrzebną bronią oraz kilkoma innymi osobami. Na twarzach moich towarzyszy widziałam zdenerwowanie zaistniałą sytuacją, ale nikt nie odważył się powiedzieć o tym głośno. Każdy z nas doskonale wiedział, że nasze obawy w tym momencie są na drugim planie, a powodzenie akcji jest głównym priorytetem dzisiejszego dnia. Jeszcze raz skierowałam swój wzrok na ciemnooką. Z jej twarzy zniknął promienny uśmiech, a uwagę od zaróżowionych policzków odciągały ciemne cienie pod oczami. Po chwili przeniosłam wzrok na chłopaka. Zmarszczone brwi i drżące ręce, trzymające kurczowo szelki od spodni, w kolorze ciemnego brązu, jasno mówiły o jego emocjach. Zmartwiona sytuacją objęłam ramionami kolana i oparłam o nie głowę, by choć trochę zebrać swoje myśli.
    Zaczynało się już ściemniać, gdy na horyzoncie pojawiło się czarne auto dostawcze, które miało służyć nam za transport na miejsce akcji. Bez zbędnych słów podniosłam się z ziemi, a nogi pokierowały mnie do wnętrza wozu. Na tyle samochodu siedziało już pięć osób z zamyślonym wyrazem twarzy. Wraz z Rudym i szatynką zajęliśmy siedzenia w pojeździe.
    Podróż nie trwała długo, ale gdy opuszczaliśmy pojazd, słońce znajdowało się za horyzontem, wpuszczając na zastępstwo swoją siostrę — księżyc. Naszym oczom ukazał się ciemny las, usłyszeć można było spokojnie płynącą nieopodal rzeczkę oraz ciche pohukiwanie sowy siedzącej na jednym z otaczających nas drzew. Zośka gestem przywołał wszystkich do siebie i wytłumaczył plan przebiegu akcji. Podzielić się mieliśmy na dwa bloki, po cztery osoby w każdym. Blok A, w którego skład wchodziłam ja, Zośka, Rudy i ciemnooka dziewczyna, miał za zadanie dostać się do stacji transformatorowej, aby wyłączyć prąd w całym mieście, a celem bloku B była ochrona nas przed ewentualnymi jednostkami wroga. Ostatnia osoba wcielić się miała w kierowcę wozu dostawczego.
    Rozpoczęcie akcji zaplanowane było na godzinę 22:00, więc zostało nam kilka minut. Odwrót nie wchodził już w grę. Wrota ucieczki zostały zamknięte, a klucz trzyma potężny strażnik, który nie może dopuść do otworzenia ich przed czasem, więc kiedy zegar wskazał wyczekiwaną godzinę, skinieniem głowy zaczęliśmy wcielać nasz plan w życie.
    Jako blok A przedzieraliśmy się przez leśne gęstwiny, aby dotrzeć niezauważonym do stacji. Dotarliśmy do samego obiektu w stosunkowo krótkim czasie, co zadowoliło nie tylko Zośkę, lecz całą grupę. Problematyczne okazało się ogrodzenie stacji, ale dzięki odpowiednim umiejętnościom i to poszło zgodnie z planem. Było kilka minut po północy, kiedy Rudy odkręcił klapę, a szatynka przecięła wszystkie kable, pogrążając tym samym całe miasto w egipskich ciemnościach. Chwilę zajęło nam ponowne ominięcie siatki, gdy nagle do naszych uszu dobiegły odgłosy strzelaniny. Momentalnie wszystkie twarze członków bloku pobladły ze strachu, a nogi rzuciły się do jak najszybszej ucieczki w kierunku samochodu z kierowcą. Biegliśmy ile sił w nogach w ustalonym wcześniej kierunku. Niespodziewanie usłyszeliśmy wybuch, aż z labiryntu drzew wybiegł cały blok B na czele z Alkiem. Chłopcy musieli rzucić granat, by udało im się uciec przed niemieckim wojskiem. Wszyscy niczym burza wpadliśmy do czarnego wozu dostawczego, a kierowca błyskawicznie ruszył z miejsca zdarzenia, udając się w szybkim tempie, w kierunku starego dworca kolejowego.
    Wychodząc z auta, mogłam dostrzec uśmiechy oraz ulgę wymalowaną na twarzach moich towarzyszy. Wszyscy zmęczeni, lecz szczęśliwi udali się w kierunku swojego miejsca zamieszkania. Kolejna nasza akcja przeciwko okupantowi zakończyła się powodzeniem.
    Zmęczona rzuciłam się na niewygodne łóżko w moim domu. Przetarłam dłonią swoje oczy, a na mojej twarzy wykwitł szczery uśmiech, a ciało i umysł zawładnęła nadzieja, że kiedyś obudzę się w wolnym kraju. Pozostało już tylko czekać na kolejną wiadomość.