Planeta Szkoła Mrocza




                                  
Antonina Wojtczak
„Niby gwiazdy”

    Był wietrzny, grudniowy poranek. Szedłem wśród szarych kamienic z torbą zakupową w ręce. Chłodne powietrze muskało moją skórę, a niewielkie kałuże chlapały na boki, gdy tylko na nich stawałem. Szedłem pod górkę, lecz niewielka zawartość reklamówki nie utrudniała mi drogi. Zawierała tylko najpotrzebniejsze produkty, bo moja rodzina zawsze była zmuszona do oszczędzania. Łagodnie mówiąc, nie byliśmy najbogatsi, a cała sytuacja uległa pogorszeniu po zeszłorocznej śmierci taty. Za życia, mimo niewielkiej pensji, utrzymywał naszą rodzinę, a mama dorabiała w pobliskim kiosku, choć nie stanowiło to znaczącej pomocy. Tata zmarł nagle, a mama łapała się każdej możliwej pracy, aby zapewnić mi i mojej siostrze dotychczasowe życie. Widziałem ile ją to kosztowało. Starałem się jej jakoś pomóc i dorabiałem niewielkie pieniądze, wyprowadzając na spacer psy sąsiadów. Jednak teraz zbliżały się święta, a ja nie chciałem pozwolić, aby moja rodzina obchodziła je bez tradycyjnych prezentów ani dwunastu potraw, które kiedyś mimo wszystko zawsze udawało się zrobić. Wpadłem więc na plan, że zatrudnię się w cukierni, należącej do mamy mojej najlepszej przyjaciółki. Pracę miałem zacząć już za parę godzin, więc mimo wiatru, który wiał mi w oczy, starałem się iść żwawo, odliczając w głowie rytm każdego kroku.
    - Daniel! Zaczekaj! – usłyszałem nagle znajomy głos. Odwróciłem się, a na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech.
    - Jejku, szybciej iść nie mogłeś? Myślałam, że cię nie dogonię! – warknęła Sara. Znałem ją jednak na tyle dobrze, że wiedziałem, iż wcale nie była zła. W końcu to moja najlepsza przyjaciółka.
    - Dobrze wiesz, że dziś muszę się spieszyć – odparłem.
    - Właśnie po to do ciebie szłam! Chcę pomóc ci wszystko ogarnąć przed pierwszym dniem w nowej pracy – puściła mi oczko i chwyciła mnie za nadgarstek, ruszając przed siebie.
    - No halo? Gdzie podział się twój zapał? Szybciej! – zaśmiała się i przyśpieszyła tempa, a ja wraz z nią.
    Parę minut później byliśmy już na miejscu, a naszym oczom ukazały się ciemnobrązowe drzwi kamienicy, z których od jakiegoś czasu płatami schodziła farba. Sara weszła jako pierwsza, tak jakby wcale się nie zmęczyła drogą pod górkę i wiatrem wiejącym w oczy. Spojrzałem tylko na jej długie blond włosy, bujające się z każdym jej krokiem po schodach, i ruszyłem przed siebie. Dziewczyna zatrzymała się jednak na półpiętrze, blokując mi przejście.
    - Pamiętasz jak mieliśmy po 13 lat i ścigaliśmy się, kto pierwszy będzie na górze? – rzuciła nagle.
    - Zawsze wygrywałeś – dodała przewracając oczami.
    - Pamiętam. Strzelałaś fochy z każdą przegraną – zaśmiałem się, przypominając sobie jej skwaszone miny, które robiła za każdym razem, gdy się obrażała. Podniosłem wzrok, by spojrzeć na twarz przyjaciółki. Moim oczom ukazał się ten sam zdenerwowany grymas.
    - Zawsze mi to upominasz – westchnęła.
    - Ale dziś to się zmieni! Pierwszy raz z tobą wygram! – uśmiechnęła się z zadowoleniem.
    - Co? Minęły już trzy lata, a ty chcesz się ścigać tak, jakbyś była dzieckiem?
    - Oj, nie marudź. Zobaczysz, że będę pierwsza! – nie zdążyłem nic odpowiedzieć, bo Sara już biegła przed siebie. Przewróciłem oczami i ruszyłem wraz z nią. Chciałem przyspieszyć, lecz kiedy zauważyłem, jak wąskie są schody, odpuściłem. Gdy mieliśmy po 13 lat, ich szerokość była w sam raz dla nas, ale teraz moglibyśmy sobie coś zrobić, a ja nie chciałem zrobić krzywdy swojej najlepszej przyjaciółce. Stwierdziłem więc, że dam jej fory. Po tylu przegranych należała się jej choć jedna wygrana.
    - Ha! Mówiłam, że wygram? – krzyknęła zadowolona, gdy byliśmy już pod drzwiami mojego mieszkania. Zaśmiałem się w odpowiedzi i wszedłem do środka.
    - Hej! Już jestem i mam zakupy! – krzyknąłem.
    - Dzień dobry! – dodała Sara. Mama nie zdążyła nawet odpowiedzieć, kiedy usłyszeliśmy szybki tupot stóp. Już po chwili do nóg mojej przyjaciółki przyklejona była moja pięcioletnia siostra. Odwracając się w ich stronę, słyszałem tylko cichy śmiech dobiegający z kuchni. Mama, która tam była, dobrze wiedziała, jaka scena odgrywa się w korytarzu. Ada uwielbiała moją przyjaciółkę, więc wszyscy byliśmy już do tego przyzwyczajeni. Zdjęliśmy buty i poszliśmy pomóc w gotowaniu.
    Po kilku godzinach byłem już w drodze do nowej pracy. Sara wróciła do cukierni wcześniej, żeby ułożyć ciasta za ladami. Nie mogłem się doczekać, lecz bałem się, że coś zepsuję. Stres jednak znikł, gdy przy wejściu do budynku zobaczyłem przyjaciółkę. Chyba na mnie czekała, bo zaczęła machać, jak tylko mnie zobaczyła. Weszliśmy do środka, gdzie była jej mama.
    - Dzień dobry – powiedziałem.
    - Dzień dobry, dzień dobry – usłyszałem zza lady. Podszedłem bliżej. Pani Monika szukała czegoś w szafce. Po chwili wyjęła z niej kilka dokumentów i podała mi je. Nie wiedziałem, jak mam się zachować. Nie miałem nawet wytłumaczone, na czym ma polegać moja praca. Stałem więc jak słup i czekałem na instrukcję.
    - No dobrze… Zacznijmy więc od grafiku. Będziesz pracował 3 godziny od razu po szkole, a w soboty od jedenastej do piętnastej. Za godzinę będę ci płacić 18 zł – zaczęła kobieta.
    - Wiem, że to niewiele, ale nie jestem w stanie zapłacić więcej. Jesteś niepełnoletni. Jednak powinno starczyć na dwanaście potraw i drobne upominki dla twojej mamy, i siostry – dodała.
    - Jak dla mnie jest idealnie… Ale na czym konkretnie ma polegać moja praca? – spytałem z zakłopotaniem.
    - Rozkładanie i sprzedawanie ciast, odbieranie zamówień, przekazywanie zamówień – wytłumaczyła pani Monika.
    - A właśnie! Ostatnio dostaliśmy zamówienie na tort weselny. Spory tort weselny. Od niego zależy tak naprawdę twoja wypłata. Pani Eliza ma odebrać go 16 grudnia około czternastej. To będzie sobota, więc będziesz wtedy w pracy. Musisz dopilnować, żeby z tortem było wszystko w porządku. Jeśli będzie coś nie tak i nie będzie możliwy do odbioru, stracimy jedno z najważniejszych zamówień. Dlatego całą wypłatę dostaniesz tuż po jego odbiorze. Na podstawie tego, czy tort przetrwa, ocenię, czy zasługujesz na pełną wypłatę, czy na obciętą. Rozumiesz?
    - Rozumiem – odpowiedziałem. Na te słowa kobieta uśmiechnęła się i ruszyła w stronę drzwi na piętro. Na wyjściu rzuciła tylko, że dziś miałem pracować zaledwie godzinę. Uśmiechnąłem się i podszedłem do kasy. Ciasta leżące przy oszklonej ladzie wyglądały przepysznie. Praca wśród nich wydawała się być dla mnie idealna. Zwłaszcza z towarzystwem Sary, która stała obok mnie, opowiadając mi o książce, którą ostatnio czytała. Uwielbiałem o tym słuchać, bo zawsze, gdy opowiadała o jakiejś postaci, dodawała miliony głupich ciekawostek i opinii na jej temat. Jej twarz nabierała wtedy takiej mimiki, która za każdym razem poprawiała mi humor. Słuchając jej, nie zwróciłem nawet uwagi, jak szybko minęła mi godzina pracy. Była więc już pora zamykać.
    - Odprowadzić cię? – spytała. Spojrzałem za okno, żeby zobaczyć jaka jest pogoda. W świetle latarni widziałem drobne krople mżawki. Nagle przez środek ulicy przeleciała mała foliowa reklamówka. Od razu wiedziałem, że droga powrotna będzie ciężka. Wiatr nie ustąpił i do wszystkiego zamiast śniegu dołączył drobny deszcz.
    - Nie trzeba. Sama widzisz, jaka jest pogoda. W dodatku jest ciemno – odpowiedziałem i sięgnąłem po kurtkę. W oczach przyjaciółki zobaczyłem lekkie rozczarowanie.
    - Wiesz… Jeśli chcesz, to możesz się przejść ze mną kawałek – zaśmiałem się. Dziewczyna od razu się zgodziła i pobiegła po kurtkę.
    Po paru minutach byłem już pod swoją kamienicą. Pożegnałem się z Sarą i wszedłem do środka. Czułem ogromne wyczerpanie. Jedyne, na co miałem ochotę, była szybka kąpiel i położenie się do łóżka. Nawet wejście na drugie piętro było dla mnie męczące. Otworzyłem drzwi, przywitałem się z mamą i Adą, po czym poszedłem w stronę łazienki. Rzuciłem okiem na lustro. Deszcz padający na dworze zwilżył mi moje ciemne włosy, przez co trochę się napuszyły. Przeczesałem je i wszedłem pod prysznic. Szybko jednak z niego wyszedłem. Nie byłem przygotowany na to, że woda będzie lodowata. Od jakiegoś czasu zdarzały się takie sytuacje, lecz dziś jakoś o tym zapomniałem. Westchnąłem i wróciłem do kabiny. Miałem umyć włosy, ale odpuściłem sobie. Nie chciałem się przeziębić. Wziąłem szybki prysznic i ruszyłem w stronę łóżka. W pokoju na podłodze leżała Ada. Próbowała wyjąć swojego jedynego pluszaka spod szafy. Zaśmiałem się cicho i podszedłem bliżej. Wiedziałem, że bez niego nie zaśnie więc pomogłem jej go wydostać. Wziąłem siostrę za rękę i położyłem do łóżka. Dzieliliśmy jeden pokój, więc moje było tuż naprzeciwko. Usiadłem na nim i spojrzałem na Adę. Spała. Musiała mieć równie wyczerpujący dzień, skoro zasnęła tak szybko. Mnie jednak przeszła chęć na odpoczynek. Dopiero teraz dotarło do mnie, jak odpowiedzialny muszę być w mojej nowej pracy. Zwłaszcza w dniu odbioru tortu. Uspokajała mnie jedynie myśl, że od tego dnia dzieliły mnie jeszcze dwa tygodnie. Nie spodziewałem się jednak, że ten czas minie tak szybko.
    16 grudnia obudził mnie dzwonek do drzwi. Podszedłem zaspany i spojrzałem przez wizjer. Zobaczyłem Sarę, która właśnie sprawdzała godzinę w telefonie. Miała jak zwykle rozpuszczone włosy, które zmokły od płatków śniegu. Chyba właśnie padał pierwszy raz w tym roku. Odsunąłem głowę od wizjera. Uświadomiłem sobie, że musiałem wyglądać okropnie. W końcu dopiero co się obudziłem. Przetarłem oczy i poprawiłem włosy ręką. Nigdy wcześniej nie przejmowałem się tym, jak wyglądałem w obecności Sary, ale teraz coś się we mnie zmieniło. Otworzyłem drzwi.
    - No nareszcie! Już myślałam, że nikogo nie ma – rzuciła, kiedy tylko mnie zobaczyła. Nagle w jej oczach zauważyłem szok. Przejechała mnie wzrokiem od góry do dołu. Spojrzała jeszcze raz na godzinę w telefonie.
    - Czy ty zwariowałeś?! – powiedziała. Tym razem patrzyła mi prosto w oczy. Musiała podnieść głowę, bo była ode mnie sporo niższa.
    - Za pół godziny musisz być w cukierni, a nawet nie jesteś gotowy! – dodała od razu. Odwróciłem się w stronę wiszącego na ścianie zegara. Sara miała rację. Miałem mało czasu. Mój budzik nie zadzwonił. Chwyciłem przyjaciółkę za nadgarstek i wciągnąłem ją do mieszkania. Rzuciłem się biegiem w stronę pokoju.
    Po paru minutach byłem gotowy do wyjścia. Szybko mi poszło, więc nie musieliśmy spieszyć się z drogą do cukierni. Podszedłem do Sary i z zadowoleniem oznajmiłem, że możemy wychodzić. Dziewczyna powtórzyła gest sprzed paru chwil i znów przejechała mnie wzrokiem. Zauważyłem, że jej oczy zatrzymały się na mojej twarzy. Zbliżyła się i palcem przetarła mój polik.
    - Miałeś pastę do zębów na buzi – zaśmiała się i odwróciła w stronę drzwi. Poczułem, jak moja twarz robi się czerwona. Nie chciałem, żeby Sara to widziała, więc bez słowa ruszyłem za nią. Moja mama jeszcze spała, więc nie żegnałem się z nią. Dopiero teraz dotarło do mnie, że to dziś miałem pilnować tortu weselnego. Od tego dnia zależała cała moja wigilia.
    Parę chwil później byliśmy już na miejscu. Jasnoróżowy szyld cukierni w śniegu wyglądał urokliwie. W oknie zobaczyłem mamę Sary, która właśnie do nas kiwała. Uśmiechnąłem się łagodnie i odwzajemniłem gest. Przyjaciółka jednak nie dotrzymała mi kroku. Z radością przyspieszyła i pobiegła w stronę budynku. Jej jasne włosy radośnie podskakiwały z każdym jej krokiem. Poczułem jak moja twarz po raz kolejny robi się czerwona. Wziąłem parę wdechów i przyśpieszyłem wraz z nią.
    W środku było zdecydowanie cieplej niż na dworze. Już na wejściu przeszedł mnie delikatny dreszcz. Nagle dotarł do mnie słodki zapach ciast, pączków i innych słodkości, jakie oferowała cukiernia. Zdjąłem kurtkę i odwiesiłem ją na pobliski wieszak. Zanim zdążyłem coś powiedzieć, mój wzrok zatrzymał się na wielkim, bogato ozdobionym cieście. Stało na ladzie i czekało na odbiór. Byłem pełen podziwu, że ktoś potrafił takie zrobić.
Chwilę później oderwałem wzrok od tortu i rozejrzałem się wokół. Pani Monika przeliczała pieniądze w kasie, a Sary nigdzie nie było. Pewnie poszła do swojego pokoju na piętrze. Podszedłem do kobiety i zaoferowałem pomoc. Ta jednak już skończyła i zostawiła mnie samego w pomieszczeniu. Zabrałem się więc za obowiązki, które wykonywałem zazwyczaj.
Parę godzin później wszystko było już gotowe. Pani Eliza mogła być lada chwila, więc usiadłem za ladą tuż obok tortu. Spojrzałem za okno. Śnieg nie przestawał padać i zbierał się na ulicy. Dziwiłem się, że żadna maszyna jeszcze go nie zgarnęła. Moje przemyślenia przerwał jednak nagle cichy, dziewczęcy głos.
    - Daniel – powiedziała Sara, która weszła do pomieszczenia. Odwróciłem się w jej stronę i wstałem z krzesła.
    - Muszę ci powiedzieć coś bardzo ważnego – dodała zbliżając się do mnie. Skupiłem wzrok na jej niebieskich tęczówkach. Zapadła krótka cisza, którą nagle przerwał dzwonek, oznajmujący, że ktoś wszedł do środka. Sara w stresie odskoczyła, potrącając tort łokciem. Nie zdążyłem nic zrobić, bo w ciągu sekundy ciasto leżało na ziemi. Podniosłem głowę i zobaczyłem panią Elizę. Stała na środku pomieszczenia i z zaskoczonym grymasem wpatrywała się w podłogę. Nie odzywała się. Spojrzałem na stojącą obok przyjaciółkę. Przerażona zasłaniała usta dłońmi.
    - Co to był za huk?! – usłyszałem nagle głos pani Moniki. Wbiegła do pomieszczenia, ale szybko się zatrzymała. Była w szoku, tak jak my wszyscy.
    - Tak bardzo przepraszam – rzuciła, patrząc na panią Elizę.
    - Ma pani szczęście, że nie płaciłam z góry – odpowiedziała kobieta i odwracając się na pięcie wyszła z budynku. Wiedziałem, że to był koniec. Wigilia, którą chciałem zorganizować dla mojej rodziny, odeszła wraz z tą kobietą. Zamknąłem oczy z nadzieją, że zaraz się obudzę. To musiał być tylko głupi sen.
    - Zawiodłeś mnie – usłyszałem nagle.
    - Na ladzie leży dwieście złotych. Weź je i idź do domu – dodała pani Monika. Nie mogłem w to uwierzyć. Straciłem pracę, prawie całą miesięczną wypłatę i szansę na normalną Wigilię. Chwyciłem pieniądze, kurtkę i wyszedłem z budynku.
    - Daniel! Zaczekaj! – krzyknęła Sara, która widocznie wybiegła za mną. Nie miałem zamiaru się zatrzymać. To wszystko wydarzyło się przez nią. Poczułem nagle, że złapała mnie za nadgarstek.
    - Zostaw mnie – powiedziałem.
    - Przepraszam. Nie chciałam tego. To wszystko źle się potoczyło – rzuciła przyjaciółka, nie słuchając moich słów.
    - Po prostu chciałam ci coś powiedzieć i jak weszła ta kobieta… Przestraszyłam się – dodała.
    - Co niby było aż tak ważne?! – krzyknąłem.  W oczach Sary zobaczyłem szok. Nigdy nie widziała mnie tak zdenerwowanego.
    - Już nieważne. Po prostu przepraszam – powiedziała i puszczając mój nadgarstek, wróciła do cukierni. Nie zatrzymałem jej. Nie miałem ochoty z nią rozmawiać. Nie po tym wszystkim, do czego doprowadziła. Przestało mnie nawet obchodzić, co chciała mi powiedzieć. Spojrzałem wzdłuż ulicy i poszedłem w stronę domu.
    Otworzyłem drzwi i przywitałem się z mamą. Wydawała się być lekko zdziwiona. Nie mówiłem jej, że zacząłem pracę. Jedyne co wiedziała, to to, że często nie będzie mnie w domu po kilka godzin. Przez ten czas przyzwyczaiła się jednak do stałych godzin, o których wracałem, więc mój wcześniejszy powrót delikatnie ją zszokował. Nie zadawała żadnych pytań. Przyglądała się jedynie moim ruchom. Znała mnie. Wiedziała, jak się zachowuję, gdy jestem zdenerwowany. Starałem się być jak najbardziej spokojny. Nie chciałem dokładać jej zmartwień. Poszedłem do łazienki. Spojrzałem w lustro i przeczesałem włosy ręką. Były wilgotne od śniegu i nieprzyjemne w dotyku. Westchnąłem cicho. Nagle wszystkie emocje ze mnie wyszły, do oczu napłynęły mi łzy, a głowa uświadomiła sobie, jak bardzo potrzebowałem tej wypłaty. Przetarłem twarz i oblałem ją wodą. Po raz kolejny rzuciłem spojrzenie na swoje odbicie w lustrze. Poprawiłem drugi raz włosy i wyszedłem na korytarz. Zobaczyłem mamę, która zakładała Adzie czapkę.
    - Idziemy na spacer. Chcesz iść z nami? – spytała. Pokręciłem przecząco głową i poprawiłem szalik siostry.
    - Zostanę. Jestem trochę zmęczony – rzuciłem krótko. Odwróciłem się i poszedłem do pokoju. Położyłem się na łóżku, wpatrując się w sufit. Nagle usłyszałem, że obie wyszły z mieszkania. Zamknąłem oczy i zasnąłem.
    24 grudnia obudził mnie dźwięk budzika. Nie rozmawiałem z Sarą od dnia naszej kłótni. Nie miałem zamiaru się do niej odzywać, lecz czułem bez niej ogromną pustkę. Brakowało mi jej towarzystwa, uśmiechu, długich blond włosów i niebieskich oczu. Od pewnego czasu zaczęło mnie zastanawiać, co chciała mi powiedzieć, kiedy byliśmy w cukierni. Co mogło być aż tak ważne, że dźwięk zwykłego dzwonka ją przestraszył? Moja głowa układała różne scenariusze, które nagle przerwał dźwięk otwieranych drzwi. W progu stanęła mama.
    - Jest ósma rano. Czemu ustawiłeś sobie budzik? Przecież nie masz dziś szkoły – spytała upewniając się, że Ada jeszcze śpi.
    - Muszę wyjść do miasta. Chcę coś załatwić – odpowiedziałem.
    - No dobrze. Możesz też pójść do Sary, bo chcę coś zrobić przed Wigilią i nie chcę, żebyś mi się kręcił pod nogami. Zadzwonię do ciebie, jak wszystko będzie gotowe – rzuciła nagle mama. Czułem jakbym tracił grunt, gdy usłyszałem imię przyjaciółki. Nikt nie wiedział o naszej kłótni.
    - Przecież mogę pomóc. Nie będę się kręcił – podrapałem się po nosie i spojrzałem na mamę zdezorientowany.
    - Nie, nie, nie. Dzisiejszy dzień spędzisz u Sary. No chyba że będziesz chciał iść gdzieś indziej – odpowiedziała i uśmiechnęła się. Westchnąłem ciężko. Chwyciłem telefon i napisałem do znajomego. Nie chciałem spędzić większości dnia samemu. Na szczęście zgodził się i za dwie godziny miałem na niego czekać w parku.
    Chwilę później byłem w drodze do sklepu z zabawkami. Z moich oszczędności wygrzebałem jeszcze sto złotych, więc byłem przekonany, że starczy mi na drobne prezenty. Wszedłem do budynku i skierowałem się w stronę półek z lalkami. Szukałem jednej konkretnej, która widniała na plakacie przy wejściu.
Nie minęło 5 minut kiedy już byłem w drodze do następnego sklepu, z lalką zapakowaną w torbę prezentową. Nagle poczułem jak w kieszeni wibruje mi telefon. Spojrzałem na imię widniejące na środku ekranu. Sara. Poczułem nagły stres i zatrzymałem się, blokując jakiejś kobiecie przejście. Wyprzedziła mnie wzdychając, a ja bez namysłu odrzuciłem połączenie. Mimo jej braku, nie chciałem z nią rozmawiać. To przez nią tegoroczne święta nie mogły wyglądać tak, jak kiedyś. Potrząsnąłem głową i zrobiłem krok do przodu. Jednak zatrzymało mnie powiadomienie widniejące na ekranie. Jego treścią było krótkie: „Jak już będziesz chciał ze mną rozmawiać, to napisz”. Przez chwile poczułem ogromną potrzebę odpisania. Chciałem jej powiedzieć jak bardzo mi jej brakuje, lecz nie mogłem. Po prostu nie mogłem. Schowałem telefon do kieszeni i ruszyłem do kolejnego sklepu.
Parę godzin później zaczęło się ściemniać, a ja wraz ze znajomym Alanem siedzieliśmy w parku, czekając na telefon mojej mamy.
- Em, nie chcę, żebyś mnie źle zrozumiał, ale zaraz będę musiał spadać – powiedział nagle.
- Dziś Wigilia, a jest już prawie siedemnasta – dodał.
- Nie, no rozumiem – odpowiedziałem. Chciałem coś dodać, ale przerwał mi dźwięk dzwoniącego telefonu. Poczułem ulgę, kiedy zobaczyłem krótki napis: „Mama”. Odebrałem połączenie i po chwili rozmowy, mogłem już wracać do domu. Pożegnałem się z Alanem i z szybkim tempem ruszyłem w stronę swojej kamienicy.
Zdyszany stanąłem przy wejściu do mieszkania. Wziąłem parę wdechów i wszedłem do środka. Od razu poczułem woń różnorodnych potraw. Nie wiedziałem, skąd miałyby się one wziąć. Nie mieliśmy przecież na nie pieniędzy. Zdjąłem buty i kurtkę, po czym ruszyłem do największego pokoju. To co tam zobaczyłem, wprowadziło mnie w osłupienie. Na stole leżało 12 bogato ozdobionych potraw, a mama i Ada właśnie próbowały założyć gwiazdę na sam czubek choinki, której wcześniej tam nie było. Odłożyłem delikatnie prezenty na podłogę i podsadziłem siostrę, która z radosnym piskiem umieściła przedmiot na szczycie. Odwróciłem się w stronę mamy i niedowierzaniem spytałem:
- Jakim cudem?
- Chciałam wam powiedzieć już wcześniej, lecz postanowiłam, że zrobię wam niespodziankę. Dostałam pracę w dobrze płatnej firmie. Mam służbowego laptopa i mogę pracować z domu – odpowiedziała rozpromieniona mama. Zasłoniłem usta dłońmi i poczułem nagły przypływ szczęścia. To był koniec naszych problemów finansowych! Jednak w tym samym czasie uświadomiłem sobie, jak bardzo bezpodstawne były moje pretensje do Sary. Nie zrzuciła tego tortu specjalnie, a ja nawet bez wszystkich potraw i prezentów byłbym szczęśliwy, że mam ją i moją rodzinę.
- Coś się stało? – spytała zaniepokojona mama. Nie mogłem dłużej trzymać wszystkiego w sobie. Opowiedziałem jej o pracy, torcie i o kłótni z Sarą.
- Synku… Nawet nie wiesz, ile znaczy dla mnie twoja pomoc, ale obrażając się na twoją najlepszą przyjaciółkę, możesz ją stracić. Mówiłeś coś o jakichś wiadomościach. Odpisz jej! Spotkajcie się już teraz, bo później może być już za późno! – powiedziała mama, patrząc prosto na mnie.
- Kocham cię mamo. Dziękuję ci bardzo – rzuciłem, ruszając w stronę korytarza. Wyjąłem z kieszeni telefon, wybrałem numer Sary i kliknąłem zieloną słuchawkę. Przyjaciółka odebrała bardzo szybko i już po chwili byliśmy umówieni na pobliskim rynku. Sprawdziłem kieszenie kurtki i wyjąłem z niej parę drobniaków, które mi zostały. Schowałem je z powrotem i wybiegłem z mieszkania.
Parę minut później stałem na świątecznie ozdobionym rynku, z ciemnoczerwoną różą w dłoni. Z głośników grały świąteczne piosenki. Nagle zza pobliskiego zakrętu wyszła Sara. Miała czarną, obcisłą sukienkę na ramiączkach, krótką kurtkę i białe nauszniki. Jej jasne rozpuszczone włosy ruszały się wraz z wiatrem i jej krokami. Wyglądała przepięknie. Gdy mnie zobaczyła, zaczęła biec i wpadła w moje objęcia.
- Już myślałam, że obraziłeś się na zawsze – powiedziała łamiącym się głosem.
- Byłem zły… Ale to wszystko było po prostu niepotrzebne. Uświadomiłem sobie, jak bardzo mi na tobie zależy – uśmiechnąłem się łagodnie i wręczyłem jej różę.
- Dziękuję – szepnęła, a jej twarz zrobiła się lekko różowa.
- Właściwie… Co chciałaś mi powiedzieć wtedy w cukierni? – spytałem.
- Och, myślałam, że o tym zapomniałeś… To coś bardzo ważnego dla mnie – zaczęła.
- Od pewnego czasu, każda chwila spędzana z tobą sprawiała mi jeszcze więcej radości niż zwykle. Zaczęłam łapać się na tym, że kiedy tylko ciebie widzę, uwieszam na tobie wzrok i nie mogę go oderwać – ciągnęła dalej swoją wypowiedź, a ja czułem, jak serce zaczęło mi szybciej bić.
- Chyba po prostu się w tobie zakochałam – dokończyła. 
- Miałem zupełnie tak samo. Nie wiesz nawet, jak bardzo się cieszę – powiedziałem. W oczach dziewczyny zobaczyłem świecące iskierki. Niby gwiazdy, dla których mógłbym zrobić prawie wszystko. Poczułem, że to najlepszy dzień mojego życia. Wyjąłem telefon i napisałem do mamy, że będę za pół godziny. Chwyciłem Sarę za rękę i poszliśmy w stronę parku.
Parę godzin później kładłem Adę spać. Miałem nadzieję, że jak będzie starsza, nie popełni moich błędów. W końcu w świętach nie chodzi o 12 potraw i prezenty, lecz o najbliższych, a relacje z nimi należy pielęgnować bardziej niż cokolwiek innego.