Planeta Szkoła Mrocza
 

 
Laila Jasińska
 "Kraina orła"

             Wiosna delikatnie dźwigała obumarłe trawy, które uciekały spod mych stóp. Wiedziona świergotem ptaków, swoistą symfonią dla mych uszu, podążałam umówiona na spotkanie w prastarym parku. Drzewostan skrywał ocean tajemnic. Spod wijącego się bluszczu wyłaniał się sędziwy dąb szypułkowy. Ciemnozielone liście skrupulatnie chowały interesujące historie, które dziś chciałam delikatnie odsłonić. Galeria cisów, olch, brzóz, grabów, jesionów, topoli, płaczących wierzb stroiła się przede mną, ukazując swą kilkusetletnią dostojność i magiczny urok.
             Nagle zza jesionu wyłoniła się tajemnicza postać. Starszy człowiek podążał w moją stronę.
- Laila?- zapytał, podając mi spracowaną dłoń, ze zgrubiałą, pokrytą plamami skórą.
- Tak, to zapewne z panem umówiłam się na niecodzienną lekcję historii - rzekłam uradowana, a uśmiech na mych ustach wywołał promienie szczęścia w oczach staruszka.
             Ruszyliśmy w stronę wysepki. Według mnie, miała kształt trapezu. Porośnięta trawą, drzewami stanowiła idealne tło dla zamku, który kiedyś wzniósł tu Sławbor. Sędziwy starzec malował w mojej wyobraźni wielki dwór obronny, który wznosił się tu od połowy XV wieku. Unosiłam wzrok wysoko, by dorysować do ruin piętrową budowlę z czerwonej cegły wzniesioną na planie prostokąta. Najbardziej okazała, według mnie, musiała być ośmioboczna baszta, która wystrzeliwała w górę od północy. Kolisty korytarz i kręte schody codziennie wodziły kolejno przewijających się i znikających w biegu historii członków rodziny Orzelskich czy Koczorowskich.
- Gdyby nie najazd szwedzki, pewnie do dziś moglibyśmy stąpać po skrzypiących stopniach, wdychać szerokimi nozdrzami przeszłość i smakować tajemnicze historie - westchnął staruszek, a łza delikatnie spływała mu po krętych bruzdach policzka.
   Było mi żal rozmówcy. Widziałam, jak bardzo tęskni za przeszłością . W jego oczach malowały się różne uczucia, a ja nie potrafiłam mu pomóc. Chciałam go przytulić albo chociaż ścisnąć dłoń, ale jakaś blokada  nie pozwalała mi na wykonanie ruchu. Stałam oniemiała i bezradna. Prawą ręką kurczowo wykrzywiałam kciuk. Ta złowroga cisza paraliżowała moje myśli.                                                                                   

 - Kiedyś była tu fosa. Z rzeki Orla napływała woda, by chronić mury przed niechcianymi gośćmi - dodał już lekkim głosem, ze swoistą dumą w tonie, budząc moje wyobrażenia głębokiego błękitu wokół szacownej warowni .                                                                                                                                       
- Do dziś zachowała się rządcówka i ogólne zarysy orzelskiego folwarku oraz gotycki kościół. Niestety, wszystko niszczeje. Swą nadzieję na odbudowane przeszłości pokładam w takich osobach  jak ty - dodał, kiwając znacząco głową . -Abyście nie zapomnieli, skąd nazwa miejscowości i rzeki. Orle czyni Was spadkobiercami przeszłości . Nie zrównajcie tego z ziemią . 

Potakując głową, zapewniałam,  że nigdy nie zapomnę tej szczególnej lekcji życia. Byłam wdzięczna za serce, które ten człowiek położył na swej dłoni i mi przekazał. Serce pulsujące historią , które ma żyć we mnie .