Planeta Szkoła Mrocza
 


Malwina Krawczyk
Magiczny wieczór wigilijny

   W końcu nadszedł ten piękny dzień wigilijny. Taki dzień zdarza się raz w roku. Ludzie się godzą i przebaczają sobie wszystkie błędy i złe zachowania. Jest to magiczny czas pełen radości i przebaczenia oraz szczęścia. W dniu Wigilii wszyscy wieczorem siadamy do stołu, aby wspólnie z rodziną zjeść kolację oraz porozmawiać ze sobą. Podczas rozmowy ważne jest to, aby wszyscy nawzajem się słuchali, ponieważ nie wiadomo, kiedy następnym razem dojdzie do spotkania w tak licznym gronie. Każdemu zależy na tym, żeby zostać wysłuchanym przez wszystkich. Wszyscy mają wiele do opowiedzenia.
   Wszystko do kolacji powinno być wyjątkowo przygotowane. Na stole 12 potraw, które należą do naszej tradycji. Pod obruskiem zawsze sianko. Przepięknie ozdobiona choinka. Podczas kolacji dzielimy się opłatkiem oraz słuchamy prześlicznych kolęd. Pod choinką znajduje się mnóstwo prezentów, które wywołują uśmiech na twarzy, szczególnie dzieci.
Jednak w ten magiczny dzień nie było tak wesoło, jak co roku. Nie miałam takiego uśmiechu na twarzy jak do tej pory.
Wszystko zaczęło się tak...
Mama z samego rana powiedziała do mnie:
- Idź z psem na spacer.
- Okej - odpowiedziałam.
- A czy po drodze mogłabyś zrobić trochę zakupów? Zrobię Ci listę, co by się jeszcze przydało - zapytała mama.
- Oczywiście, że tak. Spacer i zakupy dobrze na mnie wpłyną - oznajmiłam z uśmiechem na twarzy.
- Dobrze, dziękuję ci bardzo - podziękowała mama.
    Wzięłam wszystko, co potrzebne i poszłam. Na początku spacerowałam z pieskiem po parku. Zajęło mi to około 10 minut. Następnie poprosiłam panią, czy mogłaby zająć się chwileczkę zwierzakiem, a ja weszłam do sklepu i zrobiłam szybko zakupy. Wróciłam do domu. Mama rozpakowała torbę z zakupami i okazało się, że przez pośpiech zapomniałam mandarynek. Więc ponownie udałam się do sklepu, tym razem sama. Gdy już kupiłam te mandarynki i wyszłam ze sklepu, to postanowiłam wybrać się dłuższą drogą. Przez całą drogę powrotną myślałam o wieczornej kolacji. Cieszyłam się, że spędzę ten czas z całą rodziną w cieplutkim i ślicznie ozdobionym domku. Nagle spojrzałam w prawą stronę i ujrzałam malutką dziewczynkę. Siedziała w oknie i płakała. Rozejrzałam się i zobaczyłam na murze budynku znak ,,Dom Dziecka''. Moje serce zamarło. Uśmiech z mojej twarzy nagle znikł. Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się, co mam zrobić. Zadzwoniłam do mamy i powiedziałam:
- Będę w domu za 30 minut.
- Dlaczego? Coś się stało? - zapytała mama.
- Nie, wszystko jest okej - odpowiedziałam.
- No, dobrze. - powiedziała mama.
Miałam więc 30 minut na przemyślenie wszystkiego tego, co zobaczyłam. Już po 10 minutach odważyłam się wejść do środka. Podeszła do mnie jakaś pani i zapytała:
- Czego ty tutaj szukasz, dziecko drogie?
- Przyszłam odwiedzić dzieci, aby nie było im smutno - odpowiedziałam.
- Dobrze, chodź za mną - powiedziała pani.
    Szłam więc za nią i doszłyśmy do świetlicy, w której znajdowały się wszystkie dzieci. Było ich tam około 10. Zrobiło mi się strasznie przykro, jak zobaczyłam, co te dzieciaki tam mają. Na stoliku stała mała ozdobiona choinka i nie było nic więcej. Dzieciaki te nie czuły magii Świąt. Spędzały Święta bez swoich rodzin, w obcym towarzystwie. Nie mogłam nawet myśleć, co one czują. Jak tylko pomyślałam o tym, co ja mam w domu, to momentalnie spłynęły mi łzy po policzku. Wybiegłam stamtąd. Nie mogłam dłużej na to patrzeć. Wróciłam do domu. Opowiedziałam o tym wszystkim rodzicom. Im również serca zamarły i było im strasznie przykro.
Jednak moi rodzice wpadli na super pomysł. Nie wiedziałam, o co im chodzi. Po chwili przedstawili mi swój pomysł. Tata miał zejść do piwnicy po choinkę i ozdoby na nią. Mama spakowała jedzenie. Ja miałam wziąć moją siostrę i iść z nią kupić jakieś drobne prezenciki oraz słodycze. Każdy wykonał zadanie, jakie miał wyznaczone.
    Moi rodzice poinformowali telefonicznie panią kierownik i powiedzieli jej o swoich zamiarach. Ona nie miała nic przeciw temu, więc od razu ruszyliśmy w drogę. Pani kierownik miała za zadanie zabrać dzieci do jednego z pokoi, a my w tym czasie mieliśmy wszystko przygotować. Robiliśmy wszystko według planu. Gdy już nasz plan został zrealizowany, pani kierownik przyprowadziła dzieci. Zobaczyłam od razu uśmiech na ich twarzy oraz łzy szczęścia. Zrobiło mi się cieplutko na serduszku. Byłam szczęśliwa, że wraz z moją rodziną tak drobnym gestem mogliśmy sprawić tyle radości tym biednym dzieciakom. Podzieliliśmy się z nimi opłatkiem, złożyliśmy sobie nawzajem życzenia oraz posłuchaliśmy kolęd. Na sam koniec każde dziecko dostało drobny prezencik. Wszyscy byli z tego zadowoleni i szczęśliwi.
Po około 2 godzinach byliśmy już u siebie w domu. Zaczęliśmy przygotowywać wszystko do kolacji. Goście zaczęli się zjeżdżać. Wszystko jak co roku. Święta były udane. Jednak ciągle myślałam o tych dzieciakach.
    Gdy już święta dobiegły końca, nasze życie musiało wrócić do codzienności. Jednak ja wpadłam na pomysł, aby zapisać się na wolontariat do domu dziecka. Udało mi się to zrealizować. Dwa razy w tygodniu uczęszczałam do dzieci. Bawiłam się z nimi, czytałam im książki, grałam z nimi w gry i robiłam z nimi wiele innych rzeczy. Było super. Sprawiało mi to ogromną radość.
    Tych Świąt nie zapomnę do końca mojego życia. Bardzo dużo mnie one nauczyły. Zaczęłam więcej i częściej pomagać ludziom. Sprawiało mi to bardzo dużo szczęścia. Pomoc drugiej osobie jest niesamowitym uczuciem.
    Zachęcam wszystkich do pomagania, choćby wolontariat, a tak wiele radości sprawia zarówno nam, jak i dzieciakom czy innym osobom, które otrzymują tę pomoc. Naprawdę warto poświęcić trochę czasu innym. Kiedyś życie nam się tym odwdzięczy. Złe rzeczy do ludzi wracają, ale te dobre również. Weź to do serca.