Planeta Szkoła Mrocza
 

 
 Helena Radziejewska
''Córeczka mamusi''

Dzisiejszy poranek zapowiadał się bardzo dobrze. Wstałam tak jak sobie zaplanowałam, czyli o 8:30. Zrobiłam sobie śniadanie i poszłam się uczyć. A że była sobota, to nie musiałam iść do szkoły.
Mój wygląd jest dosyć... powszechny. Nie wyróżniam się z tłumu. Mam średniej długości, brązowe, proste włosy. Delikatnie pulchną twarz. Nie jestem wysoka, ale nie jestem niska. Nie jestem ładna, ale nie jestem brzydka. Jestem przeciętna. A z charakteru jestem, jak by to powiedziała moja mama ''miękka buła''.
Kiedy szlam do pokoju, zaczęła się seria niefortunnych zdarzeń. Herbata wylała się na podręcznik od historii. A potem zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Dzień dobry.
- Czy pani matka jest w domu?- zapytał policjant, który niespodziewanie stanął u drzwi.
- Nie. Poszła do pracy – kompletnie nie wiedziałam co się dzieje – A o co chodzi?
- O której wraca? - powiedział szybko, kompletnie ignorując moje pytanie.
- O 15 - odrzekłam, czując że coś jest nie tak.
Policjant zatrzasnął za sobą drzwi. Postanowiła zadzwonić do mamy. Nie odebrała. Musicie wiedzieć, że mama jest moją jedyną rodziną. Nie wiem, kto jest moim ojcem. A po tym gdy 13 lat temu mama zaszła w ciążę, dziadkowie wyrzucili ją z domu. Była wtedy bardzo młoda. Miała tylko 19 lat. Aktualnie robi wszystko, żeby mi się dobrze żyło.
Mieszkamy w małym mieszkanku w bloku. Mamy kuchnię, łazienkę i jeden mały pokój. W pokoju dwie rozkładane fotele, na których śpimy.

* * *

Minęło 6 godzin od sytuacji z policjantem. Mama powinna być już w domu. Ale ona czasem się spóźnia. Nie powinnam się martwić. Przecież to moja dzielna mama. Ona zawsze daje radę. A jednak coś nie daje mi spokoju. Przez cały ten czas czuję się nieswojo.
W kuchni na lodówce stoi sporej wielkości karton. Mama ciągle powtarza, że to jej ''prywatny'' karton i nie mam do niego zaglądać. Przez całe moje 12 lat życia nie czułam potrzeby zaglądania tam. Ale teraz czuję, że tam może być coś, co wyjaśni mi, co się tu dzieje.
Przyciągam do siebie krzesło i zdejmuję pudło. Jest cięższe niż myślałam. Nagle grawitacja postanowiła o sobie przypomnieć. Krzesło poleciało w prawo, a ja uderzyłam się o kant stołu. Na szczęście nic mi się nie stało. Otworzyłam karton.
W środku znajdowały się listy i pieniądze. Ale nie kilka listów i kilka złotych. Listów było ze 150, a pieniędzy.. pieniędzy było tak dużo , że mogłabym sobie kupić dom. Z basenem. I z obrazami. Wielkości willi. W centrum Los Angeles. Zaczęłam płakać ze szczęścia. Teraz muszę tylko powiedzieć o tym matce i już nigdy nie będzie musiała chodzić do pracy. A ja nie będę musiała żyć w tym obskurnym pokoiku, który remont miał chyba w poprzednim stuleciu. I nagle coś sobie przypomniałam. Przecież mama wiedziała o tym pudełku. Ukryła je przede mną. Ale czemu? Cały czas myślałam, że nie mamy przed sobą sekretów. Zaczęłam płakać. Znowu. Jak widzicie, określenie ''miękka buła'' bardzo do mnie pasuje. Właściwie nie wiem, co było głównym powodem mojego płaczu. Może poczucie, że zdradziła mnie własna matka. Jedyna osoba, która była mi bliska. A może płakałam z bezsilności. Bo przecież świat jest okrutny. I wiem, że zabrzmiało to banalnie, ale taka jest prawda. Co złego zrobiłam, żeby teraz cały mój świat się walił?
Nagle zauważyłam, że jest później niż myślałam. Była 20. Musiałam przesiedzieć na tej podłodze ze łzami w oczach około 2 godzin. A mamy dalej nie ma! O tej godzinie definitywnie powinna być już w domu. Zaczęłam się denerwować. Może matka ma jakieś kłopoty? Może miała wypadek? Pewnie chodzi o tego tajemniczego policjanta. A może.. może.. już teraz sama nie wiem co mam myśleć.
Na szczęście mama pracuje w sklepie niedaleko. Pójdę tam. Pójdę tam, a ona wszystko mi wytłumaczy.

* * *

- Dzień dobry - powiedziałam.
- Niedługo zamykamy - odpowiedziała ekspedienta, wyraźnie w złym humorze.
- Ja nie przyszłam na zakupy – wyjąkałam .
- To o co ci chodzi? – powiedziała wyraźnie zirytowana.
- Ja... Bo.. Moja mama tu pracuje – wyjąkałam .
- No i co z tego – było widać, że ekspedientka coraz bardziej się denerwuje.
- Jest tu?
- Jak się nazywa? - spytała trochę milej po tym, jak zobaczyła moje nieudolne próby nierozpłakania się.
- Anna Koniczynka.
- Ona już tu nie pracuje. Zwolniła się 3 miesiące temu. Na jej miejsce ja zaczęłam pracować. - Teraz kompletnie nie było po niej widać tej zrzędliwej paniusi, jaką była jeszcze kilka minut temu.
Wybiegłam ze sklepu i szybko pobiegłam do domu z łzami w oczach.

* * *

Po powrocie do domu postanowiłam, że pojadę pod adres z kopert. Mozę tam coś się wyjaśni. Ale najpierw przeczytam parę listów. Otworzyłam pierwszy z brzegu i zaczęłam czytać.

Warszawa, 23.09.2008 r.
Droga córko! 
Wiem, że Twoja sytuacja (i Twojego dziecka) jest trudna. Rozumiem, że możesz być zdenerwowana z powodu zachowania Twojego ojca. Ale ja, jako Twoja matka, zawsze będę Cię kochać i wspierać. Wiem też, że zbliża się termin porodu. Pamiętaj, że nie musisz się mierzyć z tym sama. W kopercie, jak już pewnie zauważyłaś, znajdują się pieniądze. Nie patrz na nie jak na łaskę ode mnie, tylko jak na wsparcie dla dziecka od babci.
Twoja kochająca matka

I nagle rozwiało się kilka pytań, z których istnienia nawet nie zdawałam sobie sprawy. Czyli dziadkowie nie wyrzucili mamy z domu. Ona sama uciekła. Dziadek się trochę zdenerwował, jak się dowiedział. A ona się OBRAZIŁA. Mogła normalnie skończyć studia i normalnie żyć. JA MOGŁAM NORMALNIE ŻYĆ, A ONA SIĘ OBRAZIŁA!
Pojadę do babci. Ale nie teraz. Jutro. Otworzyłam karton i wyjęłam trochę pieniędzy. Szybko spakowałam się do walizki i położyłam się spać.

* * *

Postanowiłam pojechać tam pociągiem. Dworzec kolejowy jest na drugim końcu miasta, ale to nie ma znaczenia. Nie po tym, co działo się w ostatnim czasie w moim życiu.
Podczas „spacerku'' naszło mnie na przemyślenia. Co się stało z moim życiem? Jeszcze przedwczoraj żyłam w perfekcyjnej bańce. W niej moje życie było perfekcyjna. Ja byłam perfekcyjna. Mama była perfekcyjna. Nawet moje problemy były perfekcyjne. A teraz nie wiem, co będzie jutro. Nie wiem, gdzie się podzieję. Nie wiem, co zrobię, jak okaże się, że babcia już nie mieszka tam, gdzie mieszkała 13 lat temu. Jest to dosyć możliwe.
Jak już trafiłam do mojego pociągu, od razu zasnęłam. Nie pamiętam momentu szukania domu babci. Prawdopodobnie była to kwestia stresu. Ale dokładnie, z najmniejszymi szczegółami pamiętam, jak stanęłam pod domem babci!
Był to duży, jednorodzinny dom. Miał on czerwony kolor. Naokoło było pełno drzew. Jeśli się nie mylę, były to jodły. Drzwi były brązowe. Klamka błyszczała srebrem. W oknach stały piękne roślinki w pomarańczowych doniczkach. A do tego niebieskie zasłony. Całość prezentowała się kolorowo i... gościnnie, miło.
Zapukałam do drzwi. Otworzyła mi niska, starsza pani w szlafroku i z kubkiem gorącej herbaty w dłoni. Babcia.
- Dzień dobry - powiedziałam, czując, że głos mi drży.
- Dzień dobry. O co chodzi? - spytała. Miała bardzo charyzmatyczny, ciepły głos.
- Myślę... Hm.... prawdopodobnie... Jest pani moją babcią – powiedziałam, czując, że się rumienię.
- Co... W sensie.. Jesteś córką Ani? - spytała mocno zdziwiona.
- Tak.
- Wejdź – otworzyła szerzej drzwi – to może ja zrobię herbatę, bo zapowiada się długa rozmowa.
Zaczęłam mówić. Nawet nie wiedziałam, że mam tyle do powiedzenia. Mówiłam przez bitą godzinę, a babcia po prostu siedziała i słuchała.
- To ja chyba też powinna ci powiedzieć, co działo 13 lat temu - zaczęła babcia - od długiego czasu widzieliśmy, że twoja mama się od nas odłącza. Przestaje z nami rozmawiać. Odsuwa się od nas. Pewnego wieczoru postanowiłam spytać ją, co się dzieje. Siedziała akurat w salonie i oglądała telewizję. Podeszłam do niej i usiadłam na kanapie. Spytałam, czy wszystko jest ok. I wtedy zobaczyłam ból w jej oczach. Spojrzała na mnie i powiedziała : „Mamo, wiem że to będzie trudne dla nas wszystkich, ale ja jestem w ciąży. I nie wiem kto jest ojcem.'' Wtedy poczułam, jakbym dostała kopniaka w brzuch, ale nie dlatego, że Ania jest w ciąży, tylko dlatego, że ona bała się nam to powiedzieć. Na nasze nieszczęście wszystko usłyszał mój mąż. Twój dziadek. Zaczął się na nią wydzierać. Że co teraz on ma z tym zrobić. Co pomyślą sąsiedzi. A ona po prostu wstała i poszła do swojego pokoju. W nocy uciekła. Zgłosiliśmy jej zaginięcie na policję, ale Anna już wtedy była pełnoletnia. Po jakimś czasie wysłała list z adresem, na który możemy wysyłać listy. Nie był to jej adres, tylko jej przyjaciółki, która jej te listy daje. Nawet nie wiesz, jaką ulgę poczuliśmy, jak się dowiedzieliśmy, że ona żyje.
- Ale, babciu, co teraz będzie ze mną?
Spokojnie. Do czasu aż twoja mama nie wróci, możesz się zatrzymać u nas. A zaginięcie twojej mamy zgłosimy na policję.
* * *

Od tego momentu minęło pół roku. Od dnia, który zmienił moje życie. Od dnia, który podzielił moje życie na Przed i Po. A mama zrobiła to samo, co 13 lat temu. Najpierw zniknęła, a potem wysłała list z adresem.
Możliwe, że teraz zakłada nową rodzinę. Nie wiem. Wiem tylko tyle, że okropnie za nią tęsknię. I że oddałabym wszystko, aby tamto życie wróciło. Abym znowu była córeczką mamusi.