Planeta Szkoła Mrocza



  Julia Doberstein
     ,,Moja kudłata przyjaciółka''

    Od wielu lat marzyłam o psie, próbowałam namówić mamę i tatę, jednak moje starania poszły na marne. Z czasem postanowiłam udowodnić rodzicom, że jestem gotowa na tak dużą odpowiedzialność - zaczęłam wychodzić na spacery z psem sąsiada. Codziennie z nim chodziłam po malowniczym parku, zatłoczonym mieście i spokojnych, polnych drogach. Z czasem zaczęłam imponować tym mamie i tacie, jednak nie na tyle, abym dostała tego psa.
Nadal nie przestawałam wychodzić z psem sąsiada, lubiłam to robić, więc nie miałam z tym problemu.
Po miesiącach stwierdziłam, że to nie wystarczy i dodałam jeszcze kolejne prośby do rodziców.
   Pewnego marcowego dnia zaczęłam szukać przeróżnych ogłoszeń na stronach społecznościowych. Było tam bardzo dużo pięknych i słodkich psiaków. Jednak niektóre były za daleko, a inne były za drogie. Moja mama, w tajemnicy przede mną, cały ten czas rozmawiała o tym z moim tatą, aż w końcu podjęli decyzję. Mama zawołała mnie z salonu.
- Julka, chodź na chwilę! - wykrzyczała.
- Idę! – odpowiedziałam, Szybko zeszłam na dół i pognałam prędko do salonu.
Wtedy, po rozmowie z mamą poczułam szczęście nie do opisania, że w głowie się nie mieści. Cały czas powtarzałam sobie w głowie: ,,Mama mi właśnie powiedziała, że szukamy psa!'' i tak w kółko.
    Pierwsze ogłoszenie, drugie, trzecie, czwarte. Żaden szczeniak nie spełniał naszych warunków.  Jednak pewnego dnia moja mama dostała telefon od swojej koleżanki, która przekazała jej, że niedaleko są do oddania prześliczne psiaki.
    Od pierwszego momentu, gdy je zobaczyłam, miałam faworyta. Dwa tygodnie później pojechałyśmy je obejrzeć. Chłopczyk wybrany przez mnie okazał się być jednak dziewczynką, ale niezbyt mi to przeszkadzało. Byłam zapatrzona jedynie w nią.
    Przez dwa miesiące oczekiwania na odbiór psa byłam cierpliwa, jednak dzień, którego wyczekiwałam najbardziej, bardzo mi się dłużył. Sekundy trwały jak minuty, minuty jak godziny, a godziny jak długie lata. Dobiegła godzina czternasta, wyruszyliśmy w drogę. W aucie była specjalna mata, oprócz tego: smaczki, zabawki dla umilenia czasu psu, smycz i szelki, aby pies nie robił spacerów po aucie w czasie jazdy.
     Mijaliśmy zielone lasy, duże i długie pola, piękne, kolorowe łąki i bardzo dużo różniących się stylowo domów.
    Wreszcie, po kilku godzinach dojechaliśmy na miejsce. Odebraliśmy Kodę z bardzo przytulnego, ładnie zdobionego domu. Psiak jest koloru białego, z czarnymi plamkami na nosie, brzuchu i łapkach. Jest nie tylko biała, ale w niektórych miejscach też podpalana, między innymi na oklapniętych, średniej długości uszkach i grzbiecie. Z charakteru jest bardzo uparta i czasami złośliwa, jednak w większości bardzo kochana. W czasie powrotu do domu szczenię było bardzo zdenerowowane, nowe zapachy, nowe miejsce wprawiło ją pewnie w stres.
  Kiedy dojechaliśmy do domu, czas zaczął płynąć jakby...szybciej? I z tego powodu płynął na tyle szybko, że zanim się obejrzałam, Koda miała już roczek. Jednak pomimo szybko płynącego czasu do dzisiaj pamiętam, jak bardzo to szczęście było nie do opisania. Już na zawsze zostanie moją najlepszą kudłatą  przyjaciółką.
    Jestem bardzo wdzięczna moim rodzicom za to, że ją mam.