Planeta Szkoła Mrocza
 
  
Laila Jasińska
„Mały, wielki Przyjaciel”
 
      W grudniu 2019 roku dostałam kota. Był  śliczny! Pyszczek, ogon, łapki  i  uszy miał jasnoszare, a oczy w kolorze błękitnego nieba. Jego futerko było bardzo gęste i puszyste. Rasa - brytyjski krótkowłosy. Minął pierwszy dzień, a ja cały czas zastanawiałam się, jak dać mu na imię. Kiedyś miałam przytulankę o imieniu Lucjan, bez której nie mogłam zasnąć, lecz zaginęła podczas generalnych porządków. Postanowiłam właśnie tak nazwać kociaka.
    Lucek od razu się oswoił, ponieważ  mieliśmy w domu kota tej samej rasy, Ramzesa. Jedyne, czym się różniły, to to, że Ramzes miał całą sierść w kolorze niebieskoszarym, a oczy bursztynowe. Kociaki od razu zaprzyjaźniły się ze sobą.                             
    Bardzo pokochałam malucha, wskakiwał do mnie do łóżka, tulił się i razem zasypialiśmy. Kiedy wracałam ze szkoły, wypatrywał mnie w oknie. Został moim największym przyjacielem. Czasem, gdy psocił, nazywałam go Lucyfer. W lutym tego roku zauważyłam, że nie zachowuje się tak jak zwykle. Wciąż leżał w jednym miejscu, nie mruczał, kiedy drapałam go pod bródką, oczka miał zaropiałe. Pierwszy raz nie przyszedł wieczorem do mnie do łóżka. Jeszcze tego samego dnia opowiedziałam o tym mamie, po czym zdecydowałyśmy, że  jeżeli  do jutra nic się  nie zmieni, pojedziemy do weterynarza. Następnego dnia mama obudziła mnie o 7:00. Powiedziała, że  natychmiast jedziemy z Luckiem do lekarza, ponieważ przestał jeść i pić. Błyskawicznie ubrałam się.
    Wyjechałyśmy do Łochowa do przychodni weterynaryjnej Aura. Pan weterynarz powiedział, że Lucjan będzie musiał zostać jeszcze kilka godzin w jego gabinecie na badaniach. Wróciłyśmy do domu, nie mogłam na niczym się skupić, cały czas myślałam tylko o nim. O godzinie 16:00 byłyśmy już z powrotem w Łochowie. Gdy  go zobaczyłam, chciało mi się płakać. Miał ogolone do połowy dwie łapki, a w jednej tkwiła kroplówka. Pan doktor powiedział, że na wyniki trzeba poczekać kilka dni, żeby postawić diagnozę, a Lucjana codziennie rano musimy dowieźć na kroplówki. W domu był w jeszcze gorszym stanie, nie reagował na nas,  był bezwładny. Mama przez tydzień codziennie jeździła z małym na kroplówki, żeby go wzmocnić. Lucjan z dnia na dzień był coraz słabszy. Nie mieliśmy z nim żadnego kontaktu, nie reagował na nic, nie był w stanie się poruszać, cały czas nie jadł, nie pił.
Pamiętam, że to była sobota. Miałam wolny dzień. Postanowiłam, że pojadę z mamą do kliniki. Jechałyśmy  z ogromną nadzieją, że będzie lepiej. Kiedy zobaczyłam weterynarza, czułam, że coś jest nie tak. Mężczyzna był bardzo poważny. W jego oczach widziałam smutek i żal. Serce zaczęło walić  mi jak dzwon. Usłyszałam: „Przyszły wyniki testów.  Potwierdziła się najgorsza wersja. Wasz kot ma FIP, czyli zapalenie otrzewnej. Koty z tą chorobą żyją kilka dni, czasem tygodni i umierają. Zapamiętam te straszne słowa na zawsze. Po chwili usłyszałam, że choroba mojego małego przyjaciela była w taki stadium. W godzinach południowych odszedł. Nie wierzyłam w to, co słyszę. Wydawało mi się, że to tylko zły sen. Nie mogłam powstrzymać  łez, mama razem ze mną. Nawet nie zdążyłyśmy się z nim pożegnać.
Bardzo mi go brakuje. Do dziś, kiedy kładę się do snu, patrzę, czy nie  ma przy mnie Lucka. Nigdy o nim nie zapomnę, na zawsze będzie moim małym, wielkim przyjacielem.