Planeta Szkoła Mrocza
 


Nicola Sosnowska
  „Pan z autobusu”


Był ciepły, letni dzień, jak co dzień. Spokojnie szłam na autobus, aby wrócić ze szkoły. Weszłam do autokaru i zajęłam miejsce. Pojazd ruszył. Naprzeciwko mnie siedział starszy pan. Jego twarz pokrywały fale zmarszczek, a głowę siwe włosy. Był ubrany w białą koszulę z krótkim rękawem oraz eleganckie, karmelowe, długie spodnie. Mamrotał cicho:
–    Pewnie nie zdążę już jej dziś odwiedzić...
–    A gdzie pan jedzie? Mogę sprawdzić, czy pan zdąży – postanowiłam pomóc.
–    Naprawdę może Pani to zrobić? Jadę do Szpitala Uniwersyteckiego imienia Antoniego Jurasza w Bydgoszczy do córki, która miała poważny wypadek.
Sięgnęłam po telefon.
–    Ma pan jeszcze czas do osiemnastej - oznajmiłam.
–    Bardzo dziękuję – powiedział z wdzięcznością. - Moja córka jechała wczoraj z wnuczkiem, by zawieźć go do przedszkola i jakiś wariat w nich wjechał. Wnuczkowi nic się nie stało, ale Maria ma wstrząśnienie mózgu, stłuczone żebra oraz złamane nogi.
–    Bardzo mi przykro – odpowiedziałam, domyślając się, że Maria jest jego córką.
Napisałam do mamy, iż przyjadę trochę później, bo muszę komuś pomóc.
–    Wie pan co? Byłam w tym szpitalu kilka razy, więc jeśli pan chce, mogę z panem tam iść – rzekłam.
–    Och, byłbym pani bardzo wdzięczny – serdecznie odparł.
Wyciągnęłam do niego rękę.
–    Mam na imię Kasia.
–    Kazimierz – oddał uścisk.
Jechaliśmy jeszcze pół godziny, rozmawiając. Wysiedliśmy kawałek od szpitala. Poprowadziłam Kazimierza do odpowiednich drzwi. Dobrze znałam to miejsce. Gdy byłam mała, często chorowałam.
–    Tu musi pan wejść, później poprowadzą pana pielęgniarki - oznajmiłam.
–    To ty Kasiu nie idziesz ze mną? - spytał rozżalony Kazimierz
–    Jeśli pan nalega, mogę iść.
Gdy podeszliśmy do recepcji spytać o numer sali, recepcjonistka powiedziała:
–    Może wejść tylko rodzina.
Pan Kazimierz na szybko wymyślił:
–    To moja siostrzenica.
Pani nie wyłapała podstępu. Następnie weszliśmy do odpowiedniego pokoju. Maria podziękowała mi za pomoc jej ojcu.
          Od tego wydarzenia minęło parę lat, a z panem Kazimierzem nadal utrzymuję kontakt. Traktujemy siebie jak rodzinę. Często pomagam mu w zakupach, a on zaprasza mnie na herbatki.